Przyszła w świetle zachodzącego słońca.
Bursztynowa poświata spłynęła na ten świat i na tę ziemię... Niebo ze złota z białym krążkiem pośrodku. A zaczęło się niewinnie - ot, dwie plamy nad horyzontem, pomiędzy chmurami.
Chmury rozstępowały się i powietrze powoli wydostawało się z wilgotności deszczu. Na niebie dwie jasne plamy - ze swą światłością powoli rozpraszające się, niczym akwarela, w szarości nierozpoznanych chmur, tworzących zbitą jednolitą siną masę.
Ale światło potęgowało się.
Droga wiła się wężem lśniąc kroplami wody niby łuskami. Jedno wzniesienie, zaraz się zacznie - myślę, zerkając rzucając spojrzenie na lewo - na zachód.
Jeszcze jedna górka, jeszcze jeden zakręt, jeszcze dwa i oto - ściana blasku - całe niebo - złote jasne. Bursztynowa mgła przenika wszystko. Złoto wisi w powietrzu, mikroskopijne drobiny złotego piasku mieszają się ze sobą..
W tej poświacie - niebo, droga, drzewa i pola wokół i las za górą.
Po prawej - tęcza - nad Skorzycą...
Jesień.
22.08.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz